„Potrzebny jest okres inkubacji projektu. Na tym etapie posiadamy największy luksus: czas na skupione myślenie. Nad tym „co” i nad tym „jak” naszego przyszłego filmu. Czyli, nad sprawami zasadniczymi.
Potem ruszy maszyna, czas zacznie gonić – przygotowania techniczne, trudności organizacyjne, komplikacje w okresie zdjęciowym. Wszystko w biegu. I najczęściej już bez możliwości istotnych zmian.”
Kazimierz Karabasz, „Odczytać czas”
„Nie dojechać nigdy” dojrzewało we mnie od dawna, być może już od momentu, w którym sięgnąłem po książki Piotra Strzeżysza. Ideę dokumentu przedstawiającego autora „Campy w sakwach, czyli rowerem na Dach Świata” oraz „Makaronu w sakwach, czyli rowerem przez Andy i Kordyliery” miałem z tyłu głowy w zasadzie podczas całej naszej rocznej wyprawy po Ameryce Południowej na przełomie 2013 i 2014 roku. Szczególnie mocno zaznaczała swoją obecność od momentu, w którym nasze plecaki zamieniliśmy na sakwy przypięte do jednośladów. Teraz, kiedy kurz już opadł, widzę wyraźnie, że właśnie ten rok w drodze jak i 2 lata po powrocie, kiedy miałem dużo czasu na przemyślenia i zerkałem na życie z odmiennej perspektywy, był najważniejszym okresem w procesie realizacji obrazu. Okresem, który pozwolił mi poradzić sobie w momencie, kiedy ruszyła maszyna. A ruszyła samoistnie i z werwą, ale o tym za chwilę.
W zamyśle miałem formę obserwacyjną, takie „podglądanie z boku” w trakcie jednego z wyjazdów Piotra, wzbogaconą krótkimi monologami. Plany i zamysły to jedno, a życie drugie i w momencie, kiedy trochę posypało mi się zdrowie, wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Wiedziałem również, że pomysłu nie mogę tak po prostu porzucić i warto chociaż spróbować opowiadania w innej formie. Niewyraźny szkic powoli ewoluował i po świetnych „Powidokach” i „Śnie powrotu” (kolejne książki Piotra) w końcu przeszedł od fazy „na piaperze” do fazy „jak teraz nie spróbuję, to prawdopodobnie nie spróbuję już nigdy”.
19 czerwca 2016 napisałem do Piotra z zapytaniem, czy nie byłby zainteresowany stworzeniem swojego dokumentalnego portretu. Odpisał niemal natychmiast i tak się zaczęło. Kluczową informacją okazał się fakt, że za nieco ponad 3 tygodnie Piotr leci do Argentyny i nie ma pojęcia, kiedy wróci. Co ciekawe miał już lecieć dzień przed moim mailem, ale w ostatniej chwili przełożył bilet. Niespecjalnie wierzę w znaki, ale chyba pewne wydarzenia mają swój ściśle wydzielony fragment czasoprzestrzeni i w konkretnej formie, w innym „tu i teraz” mogą już nie zaistnieć.
Kolejne 3 tygodnie były, delikatnie rzecz ujmując, niezwykle intensywne. Odwiedziny w Warszawie i Trąbkach, rozmowy, obserwacje, bieganie w poszukiwaniu odpowiednich scenerii, organizowanie i transport sprzętu, wszystko w biegu. Do tego krzątanina, jak określił to Piotr, przed kolejnym wyjazdem i związane z nią przejażdżki po zakorkowanej, przypiekanej słońcem Warszawie. Odniosłem wrażenie, że dla Piotra taka „krzątanina” to woda na młyn, a może nawet chleb powszedni. Dla mnie raczej nie i prędzej użyłbym sformułowania urwanie głowy Tą krótką zabawą w idiomy chyba podsumowałbym okres zdjęciowy. Walcząc ze zmęczeniem w drodze powrotnej z lotniska, nagle uświadomiłem sobie, że od momentu, w którym wysłałem pierwszego maila do Piotra, minęły dopiero 24 dni, a ja mam już gotowy materiał na film.
„Oglądając pierwszy raz materiał, zapomnij, co było w scenariuszu, nie sięgaj pamięcią do okresu zdjęciowego, kiedy teoretycznie, mogłeś mieć „o wiele lepsze” sytuacje. Patrz na to, co masz na ekranie.”
Kazimierz Karabasz, „Odczytać czas”
Siadając do rozmów z Piotrem miałem pewne wyobrażenie dotyczące motywacji jego wyjazdów. Wyniosłem je z jego wcześniejszej prelekcji i chyba nawet chciałem, aby stanowiło jeden z ważniejszych elementów kręgosłupa filmu. Jakież było moje zdziwienie, kiedy moja teoria legła w gruzach już na początku naszej rozmowy… Chociaż wiele rzeczy w trakcie nagrań zgadzało się z moimi przewidywaniami, wiele bardzo mnie zaskoczyło. Marcin Borchardt w odniesieniu do pracy nad filmem „Beksińscy. Album wideofoniczny” („Film&TV Kamera”, 02/2017) powiedział – „[…] wiedziałem czego mam szukać, ale praca nad filmem dokumentalnym to jest zawsze podróż w nieznane” i chyba dobrze pasuje to do momentu, w którym zacząłem poszukiwania ciągłości w konstrukcji „Nie dojechać nigdy”.
„Nie dojechać nigdy” – poszukiwanie ciągłości konstrukcji…
Przystępując do montażu miałem około 4 godziny rozmów (może monolog byłby lepszym określeniem), nagrania w relacjach z mamą oraz nieco ujęć B-Roll. Oprócz tego otrzymałem blisko 40 godzin(!) nagrań oraz setki zdjęć z wcześniejszych podróży Piotra. Przez kolejne kilka miesięcy z tej cyfrowej plątaniny zdarzeń zaczął się wyłaniać ostateczny kształt filmu. Ze względu na różne obowiązki często przerywałem pracę, by powracać do niej po kilku dniach, a czasem nawet tygodniach. Okresy „rozłąki” pozwalały mi spoglądać na montaż świeżym okiem, często redefiniując istotne oraz zbędne fragmenty. Jedną z ciekawszych obserwacji było zastosowanie w montażu papieru i długopisu, które często okazywały się niezastąpione w próbie uzyskania właściwej struktury. Ostateczną formę film uzyskał na początku marca, dosłownie kilka dni przed premierą na gdyńskich Kolosach 2017. Jeszcze raz wielkie dzięki dla wszystkich, którzy na finiszu zgodzili się obejrzeć surową wersję i zgłaszać swoje uwagi!
„Nie dojechać nigdy” – papier i długopis okazały się niezwykle pomocnym narzędziem…
„Montaż to konfrontacja marzenia z rzeczywistością. Jej wynik jest najczęściej niekorzystny dla marzenia. Wyobrażaliśmy sobie więcej, pełniej, ciekawiej…”
Kazimierz Karabasz, „Odczytać czas”
Czy żałuję, że nie udało się zrealizować pogoni za Piotrem w drodze? Nie. Nic nie dzieje się przypadkiem i widocznie tak film miał wyglądać. Myślę, że mimo wszystko miałem sporo szczęścia i że poprzez rozmowy Piotra z mamą, udało się również zarejestrować wycinek tła jego wyjazdów (zdaję sobie sprawę jak mały, bo do pełniejszego obrazu na pewno potrzeba by było dłuższej obserwacji). Być może przy realizacji pierwotnej idei wątki te w ogóle by się nie pojawiły? A może Piotr w ogóle by się na takie coś nie zgodził, albo w wyniku drobnego konfliktu projekt spaliłby na panewce? Cieszę się, że miałem okazję poznać bohaterów „Nie dojechać nigdy” i że wkraczając na chwilę w ich prywatny świat, udało mi się zmierzyć z pierwszą dłuższą formą dokumentalną. Dziękuję.
W najbliższym czasie film będzie można zobaczyć w sekcjach konkursowych dwóch festiwali:
– X Festiwal Górski Adrenalinium w Żywcu, 19-22.10.2017 (projekcja „Nie dojechać nigdy” 20.10, 17:45),
– 10. Festiwal MEDIATRAVEL w Łodzi, 26-29.10.2017 (projekcja „Nie dojechać nigdy” 26.10, 15:00).
Poniżej kilka kadrów z filmu.
Dodaj komentarz